Falcongrad

- Ja tu nikogo nie znam panie, co pan ?

- A ja jestem jebanym mutantem. A te jebańce sokoły zawsze coś do nas miały. A do orków tak samo. A ty człek, a człek z człekiem pogada.

- Ehh jestes elfem... ciebie jeszcze może polubią.... Jej... nie

Jego głos się zmienił, był jakiś mroczniejszy. Podszedł do Nowaka tak, że stykali się czołami.
- Nie nazywaj mnie nigdy elfem bo wypruje Ci flaki.
Warknął na niego po czym odsunął się.
- Idziemy kurwa.
Ruszył do wioski. Widać po jego kroku, że był tak wkurwiony, że ledwo nad sobą panował.

Nowak szedl za wami.
Twoim oczom ukazaly siè drewniane chaty pokryte strzechą i prawie pusty rynek.

Szukał jakiegoś sprzedawcy na rynku.

Brak... Pył bylko jeden... jeden dzuwny yßmuechniety od ucha do ucha człowiek. Pyło południe, słońce praźyło, po pustych polach wokół wioski pałętały się południce lecz nie miały kogo atakować.

Podszedł do "Śmiszka" jak go nazwał w myślach.
- Co tu się dzieje, że tak pusto?
Spytał się cicho, spokojnie i mrocznie.

- Hę ? Czy to nie oczywiste jest poludnie, słońce razi po glowach a po za tym wszyscy... prawie wszyscy bawia się na weselu przyjacielu. Jeśli moźna spytać, czego ci potrzeba ?

Zapytał on ciebie charakterystycznym tonem ciagle ze swych dziwacznym uśmiechem na twarzy.

- Jak masz jakiś towar, niekoniecznie legalny to chętnie kupię. Byleby tani, mam w chuj mało pieniędzy.
Powiedział cicho.

- Mam wszystko, powiedz tylko czego ci trzeba.
Rzekl nadal ußmiechnięty jegomośc swoim dziwnym tonem.

- Najlepiej mocy dzięki, której będę mógł być potężny i pieniądze abym mógł żyć w spokoju. Ale tego mi pewnie nie dasz. Może jakieś mikstury z mutagenami?

- hmmm wszystko zależy czym płacisz... skoro chcesz złota to chyba nie złotem..
Rzekl lekko zdziwiony jegomość z coraz wiekszym ußmiechem.

- Duszą?
Wybuchnął śmiechem i przybliżył się do niego po czym powąchał go.
- Już rozumiem... Cyrtograf masz?
Spytał się.

- Jestem zwykłym handlarzem, nie wiem czego ode mnie chcesz... jednakźe... jak to duszą ? Za tak błache towary...
Roześmiał się ' Śmiszek'

- Znam takich co płacili za wódkę duszą. Co byś mi sprzedał za powiedźmy... sto monet?
Nadal był niebezpiecznie blisko niego.

- Po pierwsze, odsun sie ode mnie... po drugie za stowke odpalilby mi co najwyźej z jednà flaszę porządnego mutagenu...

- Po pierwsze nie pyskuj, po drugie biorę. Co to za mutagen?
Odsunął się troszeczkę ale trzymał rękę na rękojeści katany.

- Po pierwsze to ty moj drogi nie pyskuj, po drugie to zwykły mutagen przyspieszenia regeneracji tkanek, a po trzeciw łapa z rękojeści mutancie.
Rzekl spokojnie i z usmiechem jegomość po czym dodał
- Uwierz, maszanie tym oręźem będzie po prostu bezcelowe...

- Trzymam rękę tam gdzie chce.
Rzucił mu sto monet.
- Dawaj mutagen.

- On teź mało ci da... ale trzymaj.
Podał ci dziwna fiolkę z mutagenem wyciagnieta spod lady, spod ktorej nie widziałeś niczego gdy szedleś w strone straganu.

Bierze mutagen i schował za pazuchę po czym ruszył w głąb wioski.

- Przyjacielu, mam dla ciebie pewne zadanie....

Przystanął i odwrócił głowę.
- Ile płacisz i jakie. Od razu szczegóły. Coś mi się nie spodoba to odchodzę.

- Mam problem z kasacja długu... ale sam nie mogę temu podołać... nagroda będzie godziwa... jedne dowolne życzenie...
Odrzekł 'Śmiszek'